wtorek, 31 marca 2009
Niechciana żyła złota
- Chodzi o całą układankę, prowadzącą do ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery i zagospodarowania go. A wszystko opiera się na tym, że zamiast emitować CO2 do atmosfery, można go wykorzystać. Łącząc dwutlenek węgla z wodą, bez trudu uzyskujemy paliwo: benzynę lub olej napędowy - tłumaczy profesor. Jak szacuje badacz, jeśli ta metoda zostałaby zastosowana w największych zakładach przemysłowych w kraju, Polska mogłaby produkować 21 mln ton paliwa rocznie. Dla porównania Polacy wykorzystują rocznie 6 mln ton benzyny. Można to stosować w całej energetyce: w zakładach produkujących prąd, ciepło, a nawet nawozy sztuczne. W efekcie mielibyśmy nie tylko własne paliwo, ale też tańczy prąd, energię czy właśnie nawozy. Bo ich producenci nie musieliby płacić za emisję dwutlenku węgla (planowane jest wprowadzenie).
Brzmi to pięknie, prawda? Jeżeli do tego dodać, ze w ten sposób wytworzony metanol jest czterokrotnie tańszy w produkcji, co z kolei obniża koszty wyprodukowania w ten sposób benzyny do około 40 groszy za litr, to można stwierdzić: żyła złota. Oczywiście, jest to możliwe, ale jak to bywa w Polsce - coś trzeba schrzanić. Waldemar Pawlak, minister gospodarki, spotkał się z naukowcem i obiecał wysupłać 100 mln złotych na inwestycję - m.in. budowa testowej fabryki i analizy procesu przy obecności innych zanieczyszczeń. Ministerstwo wyłożyło. Ale siebie na łopatki, a nie pieniądze. Rząd szuka oszczędności - tłumaczy Pawlak. Jestem ciekaw na co potrzebują zaoszczędzonych pieniędzy? 100 mln złotych znalazło się na Muzeum Historii Żydów Polskich, teraz będzie za grubą kasę odnawiany obóz w Auschwitz, ale na takie przedsięwziecie nie ma.
Całe szczeście, że to siermiężne podejście kończy się na Wiejskiej. UMCS wraz w dużymi korporacjami powołuje konsocjum (podobno MG też bierze w tym udział...) - głównie będą to elektrownie PKE. Jeśli się powiedzie, do projektu przystąpią wszystkie elektrownie w Polsce. Testowa fabryka powstanie w Zakładach Azotowych w Kędzierzynie-Koźlu w woj. opolskim. Południowy Koncern Energetyczny buduje tam instalację do magazynowania dwutlenku węgla. Pierwsza benzyna z dwutlenku węgla ma popłynąć w 2011 r. - W tym samym roku jedna czwarta CO2 emitowanego w Polsce będzie już przerabiana na paliwo - zapowiada Nazimek. Jeśli tak się stanie, na pomyśle lubelskich naukowców zarobi UMCS, a także wszystkie firmy, które zainwestowały w jego realizację.
Po cichu liczę, że pomysł wejdzie w życie i za kilka lat nie będę musiał się przejmować jak teraz, że auto pali 19l/100km. Jednak historia każe nam pamiętać, jakiego to pecha można mieć, więc pełni entuzjazmu oczekujmy klapy, utraty patentu, sprzedaży za grosze poza granice kraju. Optymistycznie.
poniedziałek, 30 marca 2009
Portal zrzeszający wszystko
Opłaty nie są jedynymi minusami tego portalu. Największą głupotą jest powstanie kont fikcyjnych. To jest sprzeczne z zasadą powstania serwisu i właściwie nie wiadomo, po co stworzono tę opcję. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi (znów) o pieniądze. Mamy w ten sposób dziesiątki tysięcy coraz głupszych kont, jak fankluby aut, konta zrzeszające pracowników McDonalda, fanów zespołów muzycznych, Kubusia Puchatka, zupy ogórkowej, dziewic, kont zbierających tylko najpiękniejsze laski! ostra selekcja oraz innych, które wstyd przytaczać. Rekordy biją konta fotki za doładowanie, gdzie młode - lepsze lub gorsze - dziewczyny wysyłają swoje zdjęcia za doładowanie telefonu 20zł. Idiotyzm przesyłany jest łączem w obie strony. I ze strony osób publikujących oferty, i korzystających. 20zł to nie zapłaciłbym nawet za spotkanie (chyba, że wydam je podczas spotkania na kawę/herbatę/piwo), a co dopiero za parę jotpegów.
Poziom Naszej Klasy obniża się z prędkością polującego sokoła wędrownego, przebił już grono (chociaż tam to względnie jest porządnie) i dzielnie goni fotka.pl. Bo o portalach w stylu lowelas.pl i nasze-choroby.pl to nawet nie wspomnę, to już zawodnicy poza klasyfikacją. W parze z kontami fikcyjnymi idą zwykli, niefikcyjni userzy. Pomysłowość też ma wielkie pole do popisu. Szkoda tylko, że ma tak wąskie granice. Efektem są zdjęcia w profilach: "na pogrzebie", "na imprezie" (ciemno i poznanie po odzieży jest jedyną możliwością identyfikacji), "ja i moje kochanie" (na zdjęciu dziewczyna z częścią swojego kochanie w ustach), zdjęcia w bieliźnie lub nawet bez, ptaszyska w gniazdach... Do nienormalnych kwalifikują się też zdjęcia dla szpanu - takie, co przedstawiają moje auto, moje dziecko, mój pies, mój kot, ja i moje kochanie (rozumiem kilka, ale nie pół galerii), albo samo moje kochanie. Profil jest mój i przeważać powinny zdjęcia mojej osoby. Dlatego z listy moich znajomych od razu lecą profile "wspólne". Ja przyjmowałem do znajomych Ewę, a nie Ewę i jej chłopaka, którego w życiu na oczy nie widziałem. To samo z osobami, które edytują swoje imię i nazwisko - po co wpisywać się Magda K. zamiast Magda Kowalska? Co to zmeni? Chcesz prywatności to zablokuj dane i galerię tylko dla znajomych, a nie rób z siebie osoby nieudolnie ukrywającej dane osobowe.
Bardzo cieszy mnie, jak do mojej szkoły dołączają dzieci w wieku 8 lat. A nuż zgubią znajomych na wieki i kontakt jest im niezbędny do życia, konto na nk również. Ich egzystencja w tym portalu polega na kolekcjonowaniu znajomych, w myśl zasady Remember kids! The more firends you have, the bigger your penis/boobs is, mimo że są za młodzi, by wiedzieć coś o jej realizacji. Gdzie tu idea portalu? Tak, w tej małej 8-letniej d*. Nie mają o niej pojęcia, jak o netykiecie. Jeszcze ciekawsze są konta niemowlaków, dzieci rocznych, dwu- i trzyletnich, które nawet nie wiedzą, że jest Internet, mają nawet jakieś konto na portalu. Ba, nawet znajomych mają! Nie ominęło to nawet zmarłych (sic!). Tu już nie pojmę sensu zakładania profilu i zapraszania do znajomych.
PS. Informacja do posta z 24. marca: epic fail. Nie zauważyłemżeby ktokolwiek wyłączył światło na osiedlu. Pozdrawiam ekologów.
piątek, 27 marca 2009
Parkujesz - zdrapujesz
środa, 25 marca 2009
Globalne ocipienie
wtorek, 24 marca 2009
Godzina dla bezmyślności
Już po raz trzeci międzynarodowa organizacja ekologiczna WWF organizuje ogólnoświatową akcję Earth Hour ("Godzina dla Ziemi"), której celem jest przeciwstawienie się największemu zagrożeniu dla naszej planety: zmianom klimatu. Inicjatywa "Godzina dla Ziemi" polega na wyłączeniu światła na jedną godzinę w naszych domach, firmach i budynkach publicznych.
W ubiegłym roku 28 marca 2008 o godzinie 20.00 w akcji tej wzięło udział 100 milionów osób z 35 krajów. Światła zgasły w 370 miastach w 14 strefach czasowych - od Australii przez Izrael, Koreę po Stany Zjednoczone. W ciemnościach pogrążyły się takie miejsca jak: wodospad Niagara, Koloseum w Rzymie, Opera w Sydney czy Golden Gate Bridge w San Francisco. W Polsce światło zgaszono w Warszawie i Poznaniu, gdzie wyłączono iluminacje ponad pięćdziesięciu budynków i budowli.W tym roku Godzina dla Ziemi wybije 28 marca 2009 o godzinie 20.30 naszego czasu.
Już robię listę rzeczy, które włączę tego dnia, specjalnie na tę godzinę. Specjalnie bym się nie przejął, jednak nikt nie mówi o skutkach tak lekkomyślnej decyzji. Nikt nie powie, ile stacji przekaźnikowym spali się bądź zostanie uszkodzonych w wyniku przeciążenia. Polecam rewelacyjny show w wykonaniu George'a Carlina o planecie - ubaw gwarantowany. Hipokryzja, a nie ekologia. Jakoś nikt nie szykuje globalnej akcji przeciwko Dove z powodu wycinania lasów, by posadzić tam swoje drzewa przeznaczone na dodatki do mydła.
Wśród patronów akcji jest Ikea, Bank Millenium, TNT, LOT i Grupa Carrefour Polska. Bardzo jestem ciekaw i chętnie zobaczę jak oni akcję wspierają i wyłączają światła w sobote wieczorem. Naprawdę, bardzo mnie to ciekawi, zwłaszcza jak kurierzy TNT bedą jeździć bez świateł (akumulatory też się zużywają, nie jest to nieskończone źródło energii). Nie dajmy się zwariować. Bynajmniej nie w tę sobotę.
poniedziałek, 23 marca 2009
Noncarnis destruxi
Niektórzy wegetarianie utrzymują, że trzoda chlewna i bydło wymagają pastwisk, na których można by hodować zboża dla wykarmienia głodującej ludności. Czyli marnujemy miejsce na hodowlę zwierzaczków konsumpcyjnych, zamiast posadzić jedzenie dla ludzi. Wegetarianie ignorują fakt, że ponad 60% terenów nie nadaje się do uprawy (pastwiska, pustynie, tereny górskie). Również pożywienie przeznaczone dla zwierząt to substancje niepożądane lub zupełnie niemożliwe w jadłospisie człowieka. Dzięki ich zdolności do zamiany niejadalnych dla człowieka materiałów roślinnych nie tylko nie konkurują z człowiekiem, ale wspomagają diety ludzkich zbiorowisk ilościowo i jakościowo. Jeśli zamienić hodowlę zwierząt na uprawy roślinne, to oczywiście będzie to bardziej opłacalne – wszak z 1,5 kilograma zużytego pożywienia roślinnego otrzymamy tylko 0,5 kg mięsa. Co mamy w zamian? Błyskawiczne wyjałowienie ziemi, na której nie urośnie już nic. To z kolei doprowadzi do wyludnienia wsi, ze względu na nieopłacalność produkcji zboża. Można zastosować inne wyjście – nawozy sztuczne. Ale ogromna ich ilość byłaby szkodliwa dla środowiska. Wyprodukowanie tony nawozu wymaga trzech ton ropy naftowej. Mark Pudrey, farmer ograniczny i hodowca bydła mlecznego zauważa: „gospodarka rolna ukierunkowana na dietę wegańską spowodowałaby totalne uzależnienie od gleby, stosowanie agrochemii, erozję gleb, wzrost upraw nastawionych na zysk, stepowienie i spadek zdrowotności”. Przykład? Proszę: w starożytnym Sumerze monokultura zbóż (intensywne rolnictwo) przekształciła niegdyś żyzne równiny w słone pustynie. 5000 lat minęło, a gleba dalej nie nadaje się ani dla bydła, ani dla upraw.
Innym mitem jest uzyskiwanie witaminy B12 pochodzenia roślinnego. Nie ma czegoś takiego. O ile wegetarianie spożywający nabiał mają jej źródło w postaci kobalaminy, to weganie (totalni roślinożercy) nie mają skąd jej brać. Nieuzupełniający swojej diety witaminą B12 weganie w poważnym stadium cierpią na anemię (stan grożący śmiercią), dolegliwości systemu nerwowego i pokarmowego. Uszkodzony metabolizm witaminy B12 gwarantowany. W promującej wegetarianizm literaturze głoszą, że witamina B12 znajduje się w pewnych algach, tempehu (produkt uzyskiwany ze sfermentowanej soi) oraz w drożdżach piwowarskich. Nie jest to poparte żadnym badaniem, ani niepotwierdzone przez żadną kompetentną osobę - witamina B12 znajduje się jedynie w pokarmach pochodzenia zwierzęcego. W źródłach pochodzenia roślinnego nie ma prawdziwej witaminy B12, są tam jedynie analogi tej witaminy, które nie są dokładnie takie same jak oryginalna witamina. Należy tu podkreślić, że te analogi witaminy B12 mogą uszkodzić mechanizmy absorpcji prawdziwej witaminy B12 w następstwie konkurencyjnej absorpcji, co potęguje u wegan i wegetarian spożywających duże ilości soi, alg i drożdży ryzyko zapadania na choroby wynikające z niedoboru tej witaminy. Badania przeprowadzone na każdej grupie wegan wskazywały na poważne niedobory witaminy B12. Hinduscy jogini zamieszkujący w pewnych partiach Indii nie cierpią z powodu niedoboru witaminy B12, stąd wniosek, że jest ona w roślinach. Błąd - ponieważ wiele małych insektów, ich fekalia, jajeczka, larwy i ich resztki pozostają na roślinach. Kto był w Indiach, może coś powiedzieć na temat mycia produktów żywnościowych. Mój znajomy z tego powodu 3 dni z wycieczki do Indii przeleżał z gorączką. I z tych niemytych lub niedomytych ludzie ci uzyskują swoją dawkę witaminy B12. Na poparcie wniosku posłuży fakt, że kiedy hinduscy weganie emigrowali do Wielkiej Brytanii, w ciągu kilku lat zapadali na niedokrwistość megaloplastyczną. W Anglii produkty żywnościowe są znacznie czyściejsze i pozostałości po insektach są całkowicie usuwane z roślinnego pożywienia. W tym momencie utracili swoje nieświadome źródło witaminy B12.
Innym minusem jest problem pozyskiwania witaminy D. Panuje przekonanie, że zapotrzebowanie na witaminę D można zaspokoić poprzez wystawienie ciała na działanie promieni słonecznych przez 15 minut kilka razy w tygodniu. Zawsze istniały obawy o niedostatek witaminy D u wegetarian i wegan, ponieważ jej pełna złożona forma znajduje się tylko w tłuszczach zwierzęcych. W zastępstwie pozyskują roślinna formę tej witaminy: D2 lub ergokalcyferol, poprzez spożywanie roślinnych pokarmów jak pestki słonecznika czy awokado. Nie jest jednak potwierdzone, że D2 stosowana zapobiegawczo w przypadku niedoboru witaminy D jest równie efektywna. Zdaniem lekarzy leczenie przy użyciu witaminy D2 zamiast D3 (cholekalcyferol, pochodzenia zwierzęcego) daje niezadowalające wyniki. Faktem jest, że witamina D może być produkowana podczas naświetlania skóry promieniami słonecznymi. Z trzech typów promieniowania jedynie UV-B pozwala katalizować cholesterol w witaminę D. Promieniowanie to występuje jedynie w określonych porach dnia, roku i odpowiedniej szerokości geograficznej. Skąd zdobyć witaminę D? Dobre źródła to wątroba dorsza, smalec świń, które były wystawione na promienie słoneczne, krewetki, dziki łosoś, sardynki, masło, pełnotłuste produkty mleczarskie oraz jajka od właściwie hodowanych kur. Weganie mają pod górkę.
Witamina A również może być pozyskana w pełni ze źródeł pochodzenia roślinnego. Oczywiście. Retinol (witamina A), podobnie jak wspomniana D oraz witamina E i K są rozpuszczalne jedynie w tłuszczach. Rośliny posiadają betakaroten, który dopiero może zostać przekształcony w witaminę A, ale tylko w obecności soli żółci. Znaczy to tyle, że z karotenami trzeba spożywać tłuszcz, by pobudzić wydzielanie żółci. Sam proces nie jest wydajny, bo z 6. jednostek karotenu powstaje jedna witaminy A. Wegetarianie upraszczają, że betakaroten jest równie dobry i ma takie samo działanie jak witamina A, więc spożywanie marchwi czy szpinaku wystarcza do zaspokojenia potrzeb organizmu - to nieprawda. Wady organizmu i defekty immunologiczne spowodowane brakiem witaminy A zostaną przekazane przy procesie reprodukcji.
Weganie i wegetarianie bardzo intensywnie próbują odstraszyć ludzi od spożywania pokarmów i tłuszczów pochodzenia zwierzęcego, które to rzekomo prowadzą do osteoporozy (pożywanie protein w formie prawdziwego mięsa nie ma wpływu na gęstość kości), chorób nerek (zwierzęce proteiny nie powodują zakwaszenia krwi, co prowadzi do wypłukiwania wapnia z kości i stwarza tendencję do formowania kamieni w nerkach), zawału serca (jadłospis Francuzów charakteryzuje się jednym z najwyższych wskaźników zawartości mięsa, a mimo to wskaźnik zawałów w tej nacji jest bardzo niski) i raka (jeśli przyjrzymy się uważnie badaniom, bardzo szybko zorientujemy się, że chodzi o przetworzone mięso, takie jak pieczeń na zimno i parówki, którym przypisuje się zazwyczaj powodowanie raka, a nie o mięso ogólnie). Wszystkie wymienione choroby wystąpiły głównie w XX wieku, natomiast ludzie spożywają mięso i tłuszcze zwierzęce od tysięcy lat. Niezależne badania Masajów potwierdziły, że występowanie u nich zawałów serca i innych chronicznych schorzeń, mimo iż są oni konsumentami prawie wyłącznie produktów zwierzęcych, jest znikome lub żadne. Dowodzi to, że na wywoływanie tych schorzeń oprócz mięsa muszą mieć wpływ jeszcze inne czynniki.
Nic nie wskazuje na to, aby dieta wegetariańska chroniła przed zawałami serca. Przeprowadzone w roku 1970 badania wegan dowodzą, że u kobiet weganek występuje większa śmiertelność z powodu zawału serca niż u pozostałych kobiet. Wśród Hindusów badania wykazują bardzo dużą liczbę przypadków choroby wieńcowej, pomimo ścisłego wegetarianizmu. Wysokowęglowodanowe i jednocześnie niskotłuszczowe diety (takie właśnie diety są wegetarian) mogą wystawić ich zwolennika na wysokie ryzyko zawału serca, cukrzycy i raka w wyniku ich hiperinsulinistycznego oddziaływania na organizm. Wykazano też, że wegetarianie mają wyższy poziom homocysteiny we krwi, która powoduje zawały serca. No i wreszcie wysokowęglowodanowe i jednocześnie niskotłuszczowe diety, które - jak się ogólnie uważa - zapobiegają lub leczą stany zawałowe serca, nie mają żadnej z tych własności. Badania, z których wynika, że wegetarianie są wystawieni na mniejsze ryzyko zawału serca, bazują zazwyczaj na fałszywych wskaźnikach mniejszego spożywania nasyconych kwasów. Częsciej występuje u nich niższy poziom cholesterolu w surowicy krwi, panuje przekonanie, że są wystawieni na mniejsze ryzyko zawału serca. Kiedy jednak zdamy sobie sprawę, że to nie są właściwe wskaźniki podatności na chorobę serca, złudna ochrona w postaci wegetarianizmu rozpływa się jak zeszłoroczny śnieg. Należy cały czas pamiętać, że na to czy dana osoba zapadnie na chorobę serca lub raka, wpływa cały szereg czynników i bycie lub nie bycie wegetarianinem nic tu nie znaczy. Zamiast ogniskować uwagę na fałszywych przesłankach, ludzie powinni zwracać większą uwagę na inne, bardziej sprawcze czynniki, takie jak kwasy tłuszczowe trans, spożywanie nadmiernych ilości cukru i innych węglowodanów, palenie tytoniu, niedobór pewnych witamin i soli mineralnych oraz otyłość. Wszystkie te ułomności nie występowały u zdrowych ludzi.
sobota, 21 marca 2009
Na weekend...
piątek, 20 marca 2009
Bo we mnie jest seksizm
"Autorzy zalecają by w miejscu zwracać się do siebie pełnym imieniem i nazwiskiem i zrezygnować z tradycyjnego zwrotu Mr./Mrs. Dotyczy to także wersji narodowych wyrażenia, czyli m.in. francuskiego Madame/Mademoiselle, niemieckiego Frau/Fraulein czy hiszpańskiego Senior/Seniorita."
Mam rozumieć, że zwrócenie się do kobiety "pani" jest seksistowskie, poniżające i zaburza pojęte zasady równouprawnienia? Zbliżamy się do podziału jak w opowiadaniu Grzędowicza Weekend w Spestreku. Fascynujący i straszny podział narodów wskutek zakręconych ideologii i poglądów. Ale broszurka nie kończy się na zwrocie do drugiej osoby, dalej możemy przeczytać, że Bruksela chce także zrezygnować ze stosowania nazw zawodów, które "podstępnie" niosą ze sobą rozróżnienie ze względu na płeć, np. strażak, hostessa czy pielęgniarka. (…) Posłowie zamiast słowa "sportowcy" mają używać "atleci", co nie ma już tak jednoznacznie seksistowskiego zabarwienia (ang. "athlets" zamiast "sportsmen"), czy zamiast mówić "mąż stanu", powinni raczej używać zwrotu "głowa państwa" (ang. "head of state" zamiast "statesman"). Oczywistym było, że większość parlamentarzystów wyśmiała ten pomysł. Mimo, iż pomysł nie jest wielogodzinną debatą, a pomysłem paru znudzonych posłów, to sensacja jest. Ale za czyje pieniądze zostało to wydrukowane.. Chyba nie trzeba mówić.
czwartek, 19 marca 2009
Ocalić od zapomnienia
Powiedziałam, że do Ciebie przyjdę,
nie przyszłam.
Powiedziałam, że za Ciebie wyjdę,
nie wyszłam.
Powiedziałam, że nie umiem zdradzić,
umiałam.
Powiedziałam, że się chcę poprawić,
nie chciałam.
Tłumaczyłam, że nie zapominam,
no, nie wiem...
Raz już była przecież taka zima
bez Ciebie.
Przysięgałam: `Jesteś całym światem` -
niemądrze.
Obiecałam: `Wrócę tu przed latem` -
a skądże...
Bo ja tak mówiłam żartem.
Dobry żart jest Tynfa wart.
A Ty oczy masz uparte,
Ty budujesz domek z kart.
Czasem palnę coś w rozmowie,
żartem snuję jakiś plan,
a Ty zaraz myślisz sobie,
przywiązujesz się nad stan.
Ty tak nie znasz się na żartach,
aż mnie czasem bierze złość,
ja ci mówię: `Idź do czarta,
mam po uszy Ciebie ! Dość !`,
ja ci mówię: `Idź do czarta,
mam po uszy Ciebie ! Dość !`.
Powiedziałam, że już nie zadzwonię,
dzwoniłam.
Powiedziałam: `Idź już lepiej do niej` -
kręciłam.
Powiedziałam: `Nic już nie pamiętam...` -
a jakże !
Powiedziałam: `Cóż, nie jestem święta !` -
to fakt, że
okłamałam Ciebie Tyle razy,
mój miły.
Jakoś na to nie brak mi fantazji
i siły.
Powiedziałam: `Już nie będę czekać` -
czekałam...
Bo czasami chce się do człowieka -
ja chciałam !
Tylko tak mówiłam żartem.
Dobry żart jest Tynfa wart.
A Ty oczy masz uparte,
Ty budujesz domek z kart...
Raz palnęłam coś w rozmowie,
Tyś się zerwał i w Tył zwrot,
pomyślałeś widać sobie:
Czas, by zmienić wreszcie port !
Gdy uskładasz już na bilet,
okręt zacznie fale pruć,
to w Koluszkach, w Mińsku, w Chile
ja cię znajdę, krzyknę: `Wróć !`,
to w Koluszkach, w Mińsku, w Chile
ja cię znajdę, krzyknę: `Wróć !`.
Potem powiem, że do Ciebie przyjdę,
nie przyjdę...
nie wyjdę...
a zdradzę...
przesadzę...
no nie wiem...
bez Ciebie...
niemądrze...
a skądże...
Bo ja tak mówiłam żartem.
Dobry żart jest Tynfa wart.
A Ty oczy masz uparte,
Ty budujesz domek z kart...
Raz palnęłam coś w rozmowie,
Tyś się zerwał i w Tył zwrot,
pomyślałeś widać sobie:
Czas, by zmienić wreszcie port !
Gdy uskładasz już na bilet,
okręt zacznie fale pruć,
to w Koluszkach, w Mińsku, w Chile
ja cię znajdę, krzyknę: `Wróć !`,
to w Koluszkach, w Mińsku, w Chile
ja cię znajdę, krzyknę: `Wróć !`.
środa, 18 marca 2009
Joseph Alois R.
Powolna śmierć Kościoła
Włoskie przysłowie mówi, że gdy Bóg chce kogoś zniszczyć, czyni go szalonym. Do tego dąży Kościół pod rządami Ratzingera. Cofnięcie ekskomuniki bp. Williamsona, uniewinnienie i brak ekskomuniki dla zboczeńców… Wracamy do średniowiecza z biurem turystycznym Józek R. I bynajmniej nie jest to śmieszne. Żelazny konserwatyzm niszczy cały pozytywny obraz Kościoła, który i tak do najlepszych nie należy. Sam nawołuje do miłosierdzia i chrześcijańskiej miłości, ale jest całkowicie pobłażliwy w tej kwestii dla siebie i lekceważy to. Zdradza to stosunek do osób wiele znaczących w dzisiejszym świecie. Na bok odsuwa doktryny chrześcijańskie i góruje intelektualna niespójność. Za przykład może posłużyć rehabilitacja negujących Holokaust biskupów. Rozumiem, że nie ma kary w Kościele za poglądy, ale o był zbędny gest, podyktowany niejasnymi przesłankami. I jak to w życiu bywa, ktoś się przyczepi o ukryty antysemityzm, w końcu to obywatel Niemiec. Szkoda, że te same osoby wznoszące okrzyki o antysemityzmie nie pamiętają o dużym geście wobec narodu żydowskiego w 2006 roku, w Auschwitz.
Antynowoczesność i antypatia
Polski Papież dzięki niesamowitej osobowości i charyzmie przyciągał autentyczne tłumy wierzących. Za rządów Benedykta XVI przedstawia on Kościół jako zimną instytucję niezachęcająca do siebie. Intelektualista i filozof miał tchnąć nowego ducha. Wszyscy się zawiedli, ale w dniu wyboru nikt mi nie wierzył. Na dowody nie trzeba było czekać długo, już pierwsza encyklika „Deus caritas est”, której głównym założeniem jest wychwalanie miłosierdzia jako najważniejszej z cnót. Ratzinger jako wzór miłosierdzia traktuje wiernych bardzo chłodno, jeśli nie bezwzględnie. Współczesne prawdy etyczne są narzucane odgórnie, a bez odwołania się do całości tradycji chrześcijańskiej nie można poznać, co w rzeczywistości jest etyczne. Głoszenie, że największym darem od Boga jest wolna wola, to czcza gadanina. Kto nie słyszał o protestach Kościoła wobec kontrowersyjnych decyzji o własnym życiu? Podczas gdy całe Włochy, od robotnika, przez intelektualistów, studentów, rodziców, po ministrów w rządzie debatują nad gorącym obecnie tematem eutanazji próbując znaleźć najlepsze wyjście, w środek wpada konserwatywny Kościół. I natychmiastowo pada „nie, nie, nie, żadnej eutanazji! To jedyne etyczne stanowisko”. Ktoś domagający się śmierci i sztucznie przy życiu utrzymywany nie jest nikim innym jak torturowanym człowiekiem. I to według metodologii Ratzingera jest etyczne.
Tylko dla VIP
Papież próbuje również odzyskać wpływy, jakie miał Kościół na świat setki lat wcześniej. Tym samym wychodzi na jaw pobłażliwość dla wielkich tego świata, gdyż chcąc sobie pozyskać sojuszników, wspiera zachodnie państwa, a nie biedne i potrzebujące. W czasie wzmożonych walk w Iraku jakby nigdy nic Ratzinger udziela audiencji Bushowi. Podobnie ekskomunika używana w średniowieczu była świetnym narzędziem do przejmowania władzy politycznej. Wiadomo, władca ekskomunikowany, wyznawca szatana, szans na powodzenie nie miał. Dlatego szansę na zwiększenie władzy papież węszy w przyjęciu na powrót do Kościoła lefebrystów. Wierni albo nie wiedzą, albo nic nie mówią… Dzięki temu katolikiem znów jest człowiek, który zaprzecza istnieniu komór gazowych, odmówił osobistej wizyty w obozie koncentracyjnym oraz twierdzi, że zginęło tam zaledwie kilka tysięcy Żydów. Oczywiście w liście otwartym do biskupów żałował również zdjęcia ekskomuniki z ultrakonserwatywnego bractwa św. Piusa X, ale to wymagało wcześniejszego przemyślenia. Poprzednich piętnastu Benedyktów to bardzo aktywni papieże walczący o spójność i konsolidację Kościoła. Do piętnastu razy sztuka.
wtorek, 17 marca 2009
Pantoflarz, szowinista, feministka i egoistka
Ten chory krąg mało kto dostrzega i próbuje przerwać, tłumacząc "jest kobietą/mężczyzną i niektórych rzeczy inaczej się nie da". Bzdura. Wszystko się da. Tylko trzeba przestać być uzależnionym od siebie nawzajem. A zwłaszcza mężczyźni uzależniają się coraz bardziej od kobiet. Coraz mniej może jej kazać, ma mniejszą władzę i biadoli. Z biadolenia niewiele wynika, ale kobiety zaczynają już dostrzegać, że wywieranie presji na mężczyźnie nie jest kluczem do świetnego związku. Uważają, że w dzisiejszym świecie facetem jest być lepiej, a kobietą już nie tak fajnie. Ale z jakichś powodów to one żyją dłużej na świecie. Pracuje się po to, aby żyć, a nie żyje by pracować - co w wielu związkach jest jak tabu: istnieje, ale nikt o tym nie mówi, przecież to wiemy! I nic z tym się nie dzieje. A warto porzucić archaiczne podziały obowiązków według płci. Warto nauczyć się gotować, sprzątać i prać. Dla siebie. Szalenie ważne jest, by mieć czas wyłącznie dla siebie i partner potrafił to zrozumieć, bez zbędnego "nie kochasz mnie? To czemu nie chcesz spędzić ze mną czasu?". Chcesz, oczywiście że chcesz. Ale na miłość boską, czy godzina-dwie trzy-cztery razy w tygodniu zawala Twój świat? Jeśli tak, pomyśl czy nie masz problemu z uzależnieniem. Również dla siebie nie warto tracić kontaktu z tymi, co dla nas wiele znaczą, wtedy częściowo tracimy też kontakt z samym sobą i całym światem zostaje nasz partner. A to za dużo.
Chodź kochany, teraz Cię ochrzanię
Czyli grzechy facetów. Kobieta nie przemyśli dwa razy, zanim coś powie. Również gdy nie wie czy ma rację. Czasem ma, ale przytoczone poniżej problemy dotyczą znerwicowanych kobiet lub pierdołowatych menów. Bądź oboje występują w związku, wtedy jest barwniej.
Dobry seks w związku to podstawa - w tym momencie tłumy ochoczo naciskają przycisk i podnoszą rękę - TO JEST TO! No jasne, pod warunkiem, że nie budzisz się w nocy i namawiasz swoją drugą połówkę na szybki numerek, na sen. Wszyscy uwielbiają być budzeni w środku nocy. A spróbuj odmówić! Foch, zmiana łóżka, rano bez słowa wyjście do pracy. Wieczorem facet wraca, śmierdzi piwem, nie mówi gdzie był, bo po co, przecież już jestem. Kolejna noc bez seksu, aż minie obraza majestatu.
Kran cieknie, drzwiczki skrzypią, a kupiony miesiąc temu obrazek dalej leży w szafce. I kobieta mężczyźnie to wygarnie. I słusznie, bo w tym momencie jesteś pierdoła. Wyobraź sobie jak komicznie wygląda kobieta próbująca wywiercić otwór w ścianie. To nie jest dla niej, to zbyt delikatna istota by miała sama to robić. I tak powie, że zrobił to Twój najlepszy kumpel. Specjalnie Tobie na złość.
Pracuję na dwa etaty - jeden w pracy, drugi w domu. Tak jest, jeśli kobiecie zależy, by w domu wyglądało względnie porządnie. Czasem umyć naczynia, odkurzyć, sprzątnąć coś nie zaszkodzi. Nawet jeśli nic nie powie, to zauważy szybciej, niż bukiet kwiatów, który dla niej kupisz.
Nie rozmawiasz ze mną - mężczyzna ma statystycznie bardziej ubogi zasób słów niż kobieta, więc rozmowa z nią może sprawiać trudności. Zamiast czytać słownik, naucz się słuchać. Skup się, co ona mówi i nie czytaj gazety, nie obracaj w ręce telefonu czy pilota. Ona to widzi, diabeł tkwi w szczegółach. A Ty, niewiasto weź to też pod uwagę, że to nie przyjaciółka. Traktuj go, jak mężczyznę. Nie zawsze tak, jak Ty chcesz.
Mężczyźni to trutnie. Nie ma już nic poza jednorazowym aktem zapłodnienia, w czym mężczyzna byłby niezastąpiony, a więc niezbędny (prof. Zygmunt Bauman, socjolog)
poniedziałek, 16 marca 2009
Wiersz bez adresata
Blog zaczął już wyglądać. Czas coś napisać. Wierszyk, umówmy się, że bez adresata...
Czego się dzięki Tobie uczę?
że dwie łyżeczki miodu do herbaty są lepsze od jednej
że nie mogę krzyczeć, bo gdy ktoś krzyczy to zamykasz oczy i zaciskasz pięści
że "ę" może być moją ulubioną samogłoską
że lubię kolor oberżyny że pięknie się zawstydzasz
że śniadanie jest równie ważne jak kolacja
że ufać, to nie żądać gwaracji czy dowodu
że rzeczywistość jest lepsza niż wyobrażenia
że walcząc o Ciebie, walczę o siebie
że dla swojego i Twojego dobra muszę Ci mówić prawdę
że kochając Ciebie, mogę trafić na rzeczy, które mnie zabolą, przerażą, przejmą,
ale też zachwycą i onieśmielą
I że na jedno, i na drugie trzeba być gotowym
że moja duma nie jest najważniejsza
że nie można okłamywać jednej osoby i kochać innej
że to, co najcenniejsze jest często ukryte
że nie jestem wszechmocny
że czasem mniej znaczy więcej
że traktować kobietę na serio, to traktować kobietę na serio
że miłość wcale nie musi być po coś, ale zawsze jest dla kogoś
że miłość zmienia nas i jednocześnie zmienia świat naokoło
że nawet jeśli Ciebie nie ma, to jesteś
że zmiana zaczyna się w nas samych że zalety mają rewers w postaci wad,
moich i Twoich
że życie to nie teatr i wszystko jest naprawdę
że czekałem na Ciebie całe życie i jesteś
Dziękuję za wszystko
Czekam na Ciebie
Czy Twoje Kochanie i Ty uczycie się od siebie? Kochać to nie znaczy więcej się uśmiechać ani szybciej biec z pomocą, gdy dzieje się krzywda. Kochać to zauważać dobro, przytulić w beznadziejnej sytuacji, płakać razem, gdy jest taka potrzeba. A na starość wciąż mówić mój kochany! moja kochana! i nie widzieć w tym nic dziwnego. Bo piękno w człowieku jest zawsze, a miłość pozwala mu kwitnąć.
Got love?
niedziela, 15 marca 2009
Ktoś tu założył bloga...
Oh, how I wish...
kontakt?