poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Don't fuck with freedom

Wyrok w sprawie administratorów serwisu The Pirate Bay rozgniewał internetową społeczność. W Szwecji doszło do ulicznych demonstracji, a agregatory treści pełne są wrogich koncernom medialnych komentarzy. Trudno napotkać jakąkolwiek odmienną opinię – w sondażu pisma TheGuardian, ponad 85% respondentów uznało (według ostatnich aktualizacji już 94,4%), że wyrok służy tylko ochronie interesów wielkich korporacji. Tymczasem Piraci uspokajają hasłem: „Don't worry - we're from the internets. It's going to be alright. :-)”. Przypomnę: czterech administratorów zostało skazanych na łączną kwotę ponad 10 milionów złotych (w przeliczeniu) i rok więzienia. Według obrońcy sędzia działał pod naciskiem politycznym, a sam oskarżyciel korzystał z The Pirate Bay.

Ja specjalnie zwlekałem z dzisiejszym postem oczekując, co powiedzą nasze stacje telewizyjne w wiadomościach. Nie zawiodłem się – nie działo się nic. W Szwecji rozzłoszczony tłum internautów (tłum, to było ponad 1000 osób w liczącym niecałe 10 milionów ludzi kraju!) wyszedł protestować na ulicę, a do szwedzkiej Partii Piratów zapisało się 6000 osób jednego dnia. W tym czasie w Polsce mówią o pierdoletach. Cały ten proces był jedną wielką farsą. Skończył się w ten sposób, ponieważ na całą tę akcję łożyły pieniądze wielkie korporacje – jeśli ktoś wierzy, że one chronią interesy artystów, a nie własne, to jest idiotą. Co dał proces? Nic. The Pirate Bay dalej działa, ponieważ serwery nie znajdują się w Szwecji. Polityczno-pieniężny show zakończony. Wygrały pieniądze rozsądniejsze argumenty prokuratora. Politycy wypowiedzieli wojnę całemu naszemu pokoleniu. Rick Falkvinge, przywódca Partii Piratów podczas manifestacji wygłosił mądrą wypowiedź: Nasi politycy to cyfrowi analfabeci – potrzebujemy polityków, którzy nie będą się kłaniać zamorskim potęgom. Fakt – nie tylko w Szwecji mają w rządzie kretynów widzących we wszystkim minusy, nielegal, chcących ograniczać, co tylko się da. Dobrym przykładem jest Open Source, ale jakby nikt nie chciał tego przyjąć do wiadomości!

O gniewie internautów IFPI (Światowa Federacja Przemysłu Fonograficznego) przekonuje się do tej pory. Dziś o północy miała miejsce skoordynowana masowa akcja ataków na serwery IFPI – w chwili gdy to piszę (21:00) ich serwery dalej gryzą piach i są niedostępne. W pełni popieram, dla niezdecydowanych mam ciekawą informację: w wielu krajach (w tym w Polsce) ataki typu DDoS nie są nielegalne, bowiem nie wiążą się one z uzyskaniem dostępu do informacji, do której się nie miało prawa dostępu. Tu nie chodzi o ochronę praw autorskich – tu chodzi o coś więcej. Tak ważny w dzisiejszych czasach PR został całkowicie zniszczony – przecież ci ludzie, którzy wyszli na ulice z pewnością nie kupią płyty od tej organizacji. Pobiorą ją z sieci lub ze strony artysty, pomijając IFPI czy RIAA. Ale najwyraźniej pieniądze przynoszą IFPI szczęście...

Brak komentarzy: